Archiwum październik 2004, strona 1


paź 11 2004 ....:)
Komentarze: 3

życie jest dziwne, acz piękne..:P:P:P:P...eh...nastepnym razem musze pomyslec...ciekawe....jak to sie je?

death_world_ : :
paź 10 2004 ....
Komentarze: 3

zawsze moją największą wadą było to, że najpierw mówiłam,a dopiero potem myslałam...zawsze....i przez to siebie nienawidze...nienawidze i czuję się strasznie podle....wiem.....jestem idiotką, która nie powinna mieć prawa bytu..i co?.... i nadal żyje?..a dlaczego?....bo jestem głupia i nie chce aby moi najbliższi sobie odemnie odpoczeli...najgorsze jest to, że wiem co robie źle, ale nie potrafię tego zmienic...ranie innych i zarazem siebie...bo raniąc swoich przyjaciół zniechęcam ich do siebie..i co?....i mam za swoje.....a potem narzekam na ludzi...eh...powinnam narzekac na siebie....cholera ze mnie..cholera, która nie ma złych intencji, ale wychodzi na złe....wychodzi wszystko na opak...dlaczego?..bo jestem za głupia, żęby coś w sobie zmienić..ja wiem?..może obciąc sobie język....chyba to jest najlepsze rozwiązanie......

death_world_ : :
paź 07 2004 opowiadanie---------chyba słabe......nie...
Komentarze: 5

            „Cisze przerwał huk...co to było?...następny...coraz głośniej, dalej, mocniej...co to jest? Zachowuje się jak zwierze...wreszcie ucichło...słyszę krzyk ..ktoś biegnie po schodach.... „Przecięła sobie żyły!”- płacze jedna z dziewczyn, której wynajmuje pokój....Co?! Ta druga zabiła się w moim mieszkaniu!! Bezbożnica...trzeba będzie wyrzucić ta drugą, aby nie zrobiła tego samego ..żeby nie pobrudziła mi dywanów......były takie drogie.....”

            „(...). Pogrzeb był piękny...ruszyliśmy w milczącym korowodzie...ja, inni jej przyjaciele, rodzina...i cisza , którą tak lubiła... Wiem, co Ją pchnęło do tego czynu, wiem doskonale i nie potępiam jej, gdyby to mnie spotkało już dawno bym ze sobą skończyła...Żegnaj przyjaciółko....(...). Jeszcze ten stary babsztyl..... jak odchodzić to parami..(...)”

 

            Weszłam w nicość. Nie spodziewałam się takiej reakcji mojego organizmu....serca, umysłu. Idę przez bardzo ciemny korytarz...korytarz oślepiający mrokiem...ba to nie był taki zwykły korytarz. Nie dość, że był mroczny to jeszcze wilgotny, cichy...przerażająco cichy...i ten chłód...chłód skamieniałego serca.

            Doszłam do olbrzymiej bramy ni to z żelaza, ni to z kamienia...podeszłam bliżej i przeraziłam się....Brama ta była..............była z serca!...lecz nie ludzkiego serca...w końcu człowiek nie może być aż tak nieczuły... śmierdziało śmiercią....Wrota otworzyły się z ze strasznym zgrzytem, przeszywającym od podszewki palców, ukazując przejście w smoliście czarnej mgle. Po raz pierwszy od dłuższej chwili przestraszyłam się. Wejście tam było czystą głupota, ale nic nie ryzykowałam, ponieważ już byłam martwa. Weszłam.

            Drzwi zatrzasnęły się wzbudzając tumany kurzu tak szybko, jakby gospodarze bali się mojej ucieczki.

-         Witaj – usłyszałam tuz za swoimi plecami. Obróciłam się gwałtownie. Tak gwałtownie, że poczułam ból w okolicach szyi. – Będę twoim przewodnikiem. Zaprowadzę Cię TAM i pokażę, po co tu jesteś...- Skąd jak znałam ten głos?

Było to wysokie, zakapturzone Coś... chyba mężczyzna jednak nie widziałam jego oblicza gdyż kaptur rzucał cień na jego twarz. Poszłam za nim i nagle poczułam jakby coś spalało mi stopy. Spojrzałam w dół. Ścieżka była wysypana czymś, co mogłoby wyglądem przypominać rozżarzony węgiel jednak nim nie było. Ale co to było?

-         To podeptane uczucie miłości, które przerodziło się w nienawiść do ludzkości – głos płynął spod czarnego kaptura....Skąd on mnie tak dobrze znał?

-         Ale co tu robi miłość?

-         To nie jest czysta miłość..To miłość nienawiści...

Nie pytałam więcej...Weszliśmy do ogromnej komnaty na widok, której wmurowało

mnie w podłoże, które mimo wszystko wypalało mi stopy. Kamienną komnatę zajmowały niezliczone ilości kraterów, a każdy wypełniony innym bulgoczącym płynem. Najbliższy pełen był czarnej cieczy...Smoła?

-         Nie to nie jest smoła....To rozpacz...

Spojrzałam w bok i nad innym kraterem wypełnionym (oliwą?) zobaczyłam kilkoro ludzi.. Chciałam do nich podejść, lecz przewodnik złapał mnie od tyłu i zakazał tego...Miałam go w nosie... W końcu jestem martwa i mogę robić, co zechcę... I już miałam się do nich zbliżyć, gdy wtem z oliwy wyłoniło się COŚ......Miało ludzkie nogi, tors węża najeżonymi tysiącami maleńkich igiełek, który mienił się w każdym odcieniu czerni. I miał niesamowitą twarz... Mogłoby się wydawać, iż jest to hologram, lecz on naprawdę miał tysiąc twarzy, które zmieniały się z każdą chwilą... Ale nic nie przebije jego oczu...Nie miały białek, ani powiek.. całe czarne, a pośrodku zamiast źrenic biały ogień nienawiści. Cały płonął chęcią zła. Minął mi zamiar podejścia do tamtych ludzi....

Mój towarzysz ponaglał mnie...Weszliśmy w kolejny ciemny tunel prowadzący do biało oświetlonej sali.....Oświetlonej?... brrrrr ...Wolałabym, aby była ciemna i mroczna niż żebym widziała to, co zobaczyłam...Samą salę oświetlało miliony...ba miliardy gałek ocznych...Ludzkich oczu. Na samym środku stał ogromny stół a obok niego wielki kocioł na jeszcze większym palenisku. Zamarłam. Koło stołu stało kilka postaci tego Czegoś... Każdy z nich trzymał coś w ręku... Jeden tasak, drugi nóż, trzeci młotek, czwarty widelec...widelec?...

            Następna scena sprawiła, że płaszcz mojego kompana lekko się przybrudził... Na stół położono człowieka z kolejki, która ustawiała się nieopodal... Przywiązano Go mocno grubymi linami tak, aby się nie wyrywał...Do pracy przystąpił ten z widelcem... Zaczął wydłubywać oczy temu człowiekowi, czemu towarzyszyło bardzo głośne krzyki, przekleństwa i lament...Ten z widelcem się wycofał.. Poszedł „oczyszczać” jak zostałam poinformowana przez mego przewodnika. Następnie przystąpił ten z tasakiem..Zamachnął się...Odcinając jedną dłoń, a potem drugą owemu mężczyźnie....Wrzucił je do kotła....Wywar zabarwił się na niebiesko, a ten potwór rechocząc dziko zaczął mieszać w takt gry bębnów.... Następnie nóż przystąpił do...........Kastracji.!!!!!

-         To nie ludzkie

-         Hihihhihihihihihi....Tylko, że my nie jesteśmy ludźmi!!!!!

-         Chodźmy dalej- ponaglił mnie przewodnik, co powitałam z ulgą.

Wyszliśmy z jaskini w chwili, gdy osobnik z młotkiem wybijał nieszczęśnikowi kości....Jego krzyki towarzyszyły nam przez całą podróż do następnej pieczary...Tutaj poczułam cos w rodzaju...hmmm....Satysfakcji? Taka miła odmiana...Ale poczułam tez paniczny strach, jakiego dotąd nie czułam.. Chciałam zawrócić..Uciec z stąd...

            W sali znajdowali się ludzie. Mnóstwo ludzi, a każdy zajmował się czymś innym... Zobaczyłam, że ich oczy wyglądały teraz jak ślepia tych bezimiennych strażników... Dłonie mieli koloru zgniłej czerwieni z palcami ostro zakończonymi...Każdy miał jakby własną karę... Widziałam Syzyfa, który od tysięcy lat wtacza swój głaz na gorę... Widziałam Hitlera i Stalina jak byli rozstrzeliwani pod kamienną ścianą, wrzucani do wielkiej prasownicy, z której za chwilę wyskakiwały różowe mydła, aby za chwile znowu stać się „człowiekiem”.. Oni najbardziej przypominali tych okrutnych strażników...Był tam również Judasz, co chwilę wieszany na słupie nienawiści jak głosiła tabliczka obok...

 Pomiędzy nimi wszystkimi były drzwi...Najmroczniejsze ze wszystkich... Przewodnik wprowadził mnie do złotej komnaty...lecz to złoto było... takie...takie...przygaszone....Czarne.. jak wszystko tutaj...salę oświetlały kandelabry czarnych świec świecących na biało....rzucały blady cień na wszystko wokół... Pośrodku stał wielki tron.. Tron z wymyślnymi ozdobami...Na oparciu widniało wygrawerowane słowo, „jeśli”, a nad nim wyrzeźbiony został odwrócony krzyż. Poręcze zdobiły dwie twarze... Jedna była piękna, delikatna, czuła... jednym słowem niewinna naiwnością dziecka, a po drugiej stronie znajdowała się wyrażająca zło, złość i nienawiść do świata, szyderstwo takie samo jak JEGO siedzącego na tronie. Był ogromny.. śmieszne, ale nie miał rogów, ani ogona, ani koźlich nóg jak to był przedstawiany na obrazkach w chrześcijańskich książkach. Miał długie czarne włosy, czarne oczy, usta....cera jego była blada...ciało miał ludzkie... czarne skrzydła...Wpatrywałam się w te zimne oczy dopóki nie usłyszałam hałasu tuż nad sobą.. Podniosłam głowę i to, co ujrzałam zwaliło mnie z nóg. Nad nami wisiała klatka....duża klatka mogąca pomieścić dorosłego człowieka. Był tam Anioł... Z taką twarzą, jaką ujrzałam na poręczy fotela... Miał srebrzyście białą szatę, niestety trochę przybrudzoną jakby przed uwięzieniem stoczył walkę...Białe włosy...i ogromne srebrzyste skrzydła, z których regularnie ktoś wyrywa pióra. A jego oczy....Jego oczy wyrażały rozpacz...błagały o pomoc....Ale co ja mogłam zrobić?? A On był tak piękny...Jak cos tak pięknego mogło znaleźć się w Takim miejscu?

            -Witaj w Rajskim Królestwie Zła- przemówił do mnie z tronu, a jego głos potoczył się echem w mojej głowie...Zamroził serce...był tak pełen nienawiści, tak przerażający, ale nie miałam nic do stracenia....Spojrzałam w anielskie oczy szukając wsparcia, ale odwrócił wzrok....bał się.. bał się tak jak ja....

            -Spójrz To ja- Zły wskazał swym wężowatym palcem na Anioła- To Ja- powtórzył... Spojrzałam zdumiona to na Niego to na Anioła... To niemożliwe!!

            - Możliwe....Każdy...hmmm...Jak wy nas nazywacie?...Anioł...tak...Każdy Anioł ma dwa oblicza, które nieustannie toczą ze sobą walkę. Jak widzisz moja „dobra” strona była zbyt słaba aby ze mną wygrać, ze „Złym”- najwyraźniej był z siebie dumny, że może to wszystko mi opowiedzieć. Zaśmiał się, a śmiech ten był jak lód.. Nigdy nie słyszałam czegoś tak znieczulonego, tak do śmiechu niepodobnego....

Mój przewodnik podszedł do Jego piedestału i klęknął przy nim mamrocząc cos cicho..

-Zrobisz jak zechcesz.... wiem, że jesteś wiernym i dobrym sługą i zrobisz co Ci karzę...

Zły wstał, podszedł do klatki, jednocześnie ściągając z półki maleńki słoiczek. Przysunęłam się do ściany ze strachu. Podniósł rękę i wsunął ja przez kraty. Swoim długim palcem przebił pierś Anioła. Krzyknęłam z rozpaczy. Jak On mógł? Napełnił słoik krwią Anioła i odszedł do stolika skrobiąc coś zawzięcie srebrnym piórem. Już wiem, co tak potraktowało Niebiańskie przyrodzenie. W oczach Dobrego widziałam mieszaninę uczuć... Ni to nienawiść, gdy patrzył na Szatana ni to rozpacz, a może nawet żal...Patrzyłam jak zahipnotyzowana na całą scenę, gdy wtem usłyszałam ociekający wazeliną głos..

-                    A Teraz mogłabyś podpisać ten mały skrawek pergaminu?- W Jego oczach ujrzałam czystą chciwość, położył pergamin na stoliku w kształcie pentagramu...Czego On ode mnie chciał? Duszy?.. Przecież Ona umarła już dawno, dawno temu, wraz z NIM...

Podsunął mi kawałek skóry. Ludzkiej skóry!!!!! Podał mi kolejne srebrne pióro....Już wiem, dlaczego Jego skrzydła tak wyglądają, czy każdemu, kto tu przychodzi dają nowe pióro? Dostałam milczące potwierdzenie. Wszyscy troje wyczekiwali, co zrobię. Zły pałał chęcią posiadania, Anioł patrzył na mnie ostrzegawczo, a przewodnik...Trząsł się...Dlaczego?

-         Nie podpisze!- Powiedziałam stanowczo krzyżując ręce- Nie podpisze, nie dam Ci tej satysfakcji!

-Dobrze, skoro chcesz się z nami bawić. Pokaż jej.- Zwrócił się do byłego towarzysza. Odsłonił kaptur........To był ON! ON! ON! Ten przez śmierć, którego sama się zabiłam! Patrzyłam na tę twarz, która tak dobrze znałam, te oczy, usta....Patrzyłam i nie mogłam uwierzyć. To, dlatego wydawał mi się tak bliski...

-         My...my....myślałam, że jesteś w Raju. Po tym jak się dla mnie poświęciłeś, jak dla mnie umarłeś?

-         Jestem w Raju Skarbie. W Raju nienawiści- powiedział- A teraz, jeśli podpiszesz TO, to będziemy już na zawsze razem

Coś mi się nie podobało w jego spojrzeniu, ale byłam tak szczęśliwa, że nie zwróciłam na to większej uwagi. Podbiegłam do stołu, chwyciłam pióro i „pergamin”.

-         Gdzie jest atrament?

-         Masz to podpisać własną krwią, tzn. przekuć palec końcem „mojego” pióra i dać „pieczątkę”

 Podpisałam. I wtedy chciałam przytulić się do NIEGO, ale nigdzie Go nie było....Gdzie On jest? Nikogo nie zauważyłam. Byłam sama. Nawet klatka znikła. Na stole leżała kartka ze słowami: „Właśnie podpisałaś pakt, w którym zgodziłaś się na swoją wieczną karę. Za samobójstwo, które popełniłaś. Tą karą jest to, czego zawsze najbardziej się bałaś. Samotność. [Belzebub]”

Nie uwierzyłam. Nie chciałam uwierzyć! Wybiegłam z pokoju do sali gdzie przedtem było mnóstwo ludzi. Teraz nie było nikogo. Chciałam zapłakać, ale nie mogłam. Byłam już w Jego mocy. Złapał mnie. I wtem rozległ się ten Jego śmiech...Dlaczego?! Dlaczego?! Dlaczego mnie oszukałeś?! Zaczęłam biec przed siebie. Przez tunel prowadzący do sali „rozdzielania”. Tu również nie było nikogo. Biegłam dalej i szybciej. Wpadłam do groty z kraterami. Mimo, że nadal bulgotały jak wcześniej tu też było pusto i głucho. Biegłam dalej, mimo, że nie miałam już nadziei. Po rozżarzonych uczuciach jakbym przefrunęła, w ogóle nie zważałam na ból. Znalazłam się wreszcie przy bramie. Zdyszana spojrzałam na te niewzruszone i ciche wyjście. Próbowałam się przecisnąć przez kraty, ale były zbyt wąskie, żeby przepuścić dziecko, a co dopiero dorosłą kobietę. Nadal pozostały niewzruszone. I pojęłam: to było Jego serce, dlatego ta brama była taka niewzruszona, jak On. Już wiedziałam, dlaczego jest taki nieczuły. W końcu się poddałam. Znowu chciałam płakać.. Płakać długo, bardzo długo, ale nie mogłam, więc zamiast tego zaczęłam bić z bezsilnej złoci ziemię. Z nienawiści do samej siebie, do świata, do NIEGO. Tak mnie oszukał! I wtedy poczułam się tak przerażająco pusta, obojętna, niepotrzebna. Rzucałam się w konwulsjach cierpienia. Wolałabym już, aby potraktowali mnie jak tego nieszczęśnika w „sali tortur”. Zapadałam się w ciemność przy głośnym akompaniamencie Jego śmiechu, który towarzyszyć mi będzie przez całą wieczność w mojej niczym nie zmąconej piekielnej samotności.

 

death_world_ : :
paź 04 2004 przemyslenia=śmierć....to chyba lepiej...
Komentarze: 7

jak tu żyć???już jest mi lepiej..ale na jak długo....na jak długo....rozmawiałam dziś z przyjaciółką...stwierdziła, że nadzieja znika kiedy dojrzewamy....w takim razie ja nie chce dojrzewac...nie chcę...eh...chyba sie dorywam od rzeczywistości....albo nie.....zaczynam gonić za czyms...za czymś tragicznie przyziemnym....za ocenami...nauka...taaa....zaczynam sie uczyc bo moja ambicja została dzis obrażona.......obrażona...taaa....i nie może tak byc...ona się nie godzi.,.....dobra...lece....ide sie uczyc...tak dla odmiany po błogim lenistwie ostatnich 6 lat......

death_world_ : :
paź 03 2004 deprecha........
Komentarze: 4

eh....chciałabym znaleźć coś co pozwoli mi się cieszyć z zycia...poszłam dziś do kościoła z myslą, z modlitwą...za siebie??wiem...to jest....egoistyczne....ale ja już nie mogę...wczoraj naszły mnie straszne mysli..leżałm w łóżku i słuchałam muzy...i nagle świadomośc...samobójstwo.....kurcze maiałm taka straszną ochote pójśc do kuchni i cos sobie zrobić....mam wrażaenie że mam depresje...odrywam sie coraz bardziej od świata.,...zamykam przed ludźmi, a przecież samotności zawsze najbardziej sie bałam..a teraz?...nie ma juz nic...nic....jest tylko miłośc...nie...aż miłość....tylko to teraz trzyma mnie przy życiu...nigdy nie czułam się tak pusta...tak niepotrzebna...obojena innym....nie wszystkim, ale to takie.....bolesne....

death_world_ : :